Capturing Peace - Molly McAdams

Rzadko zabieram się za powieści o muzykach, sportowcach, tatuażystach, mężczyznach na motorach itd. Marzec jednak stał się miesiącem wyjątków. Po spotkaniu z wojownikiem Westlingu stwierdziłam, że wezmę się i za tę pozycję.

 

Bohaterowie po przejściach, starający się ułożyć życie na nowo. Tak mogłabym podsumować całą powieść. Mamy byłego już wojskowego, który wciąż nie poradził sobie z tragedią własnego oddziału. Mężczyzna, który dotąd żył jedynie wojną, zmierza się z prawdziwym życiem poza frontem i wojskiem. I nagle poznaje Ją – kobietę, która od samego początku wpada mu w oko. Splot dziwnych sytuacji sprawia, że Coen Steele i Reagan Hudson są wręcz na siebie skazani. Ale ona także nie ma łatwo – po trudnym związku, w efekcie którego sama musiała wychować dziecko, teraz stara się być twardą kobietą zastępując synkowi zarówno matkę, jak i ojca. I choć rodzina próbuje ją swatać, nikt nie przypuszcza, jaki efekt będzie miała ta znajomość. Wspólna walka z przeciwnościami losu. Z wewnątrznymi demonami. I dziecko, które niekiedy staje się o wiele mądrzejsze od dorosłych.

 

Być może popełniłam błąd i zanim przeczytałam powieść, zapoznałam się z jej opiniami. W efekcie nijako byłam gotowa na to, co czekało mnie na kolejnych stronach. I w pełni zgadzam się z opiniami – wszystko działo się za szybko! Gdyby tylko autorka zwolniła i skupiła się bardziej na codzienności, na emocjach, być może wplotła w to dodatkowe sceny, wówczas książka byłaby naprawdę idealna. A tak, miałam wrażenie, że wszystko pędzi z górki, a ja staram się nadążyć.

 

Przyjemna lekturka. Szybka. Z fajnie przygotowanym wątkiem romantycznym. Choć miałam wielokrotnie ochotę ostro uderzyć główną bohaterkę. Rozumiem, że cholernie sparzyła się na swym pierwszym związku, ale jej zachowanie często doprowadzało mnie do szału. Wszystko wyolbrzymiała, każdy problem, nawet jeśli go jeszcze nie było. Wynajdowała tysiące powodów, dla których nie mogła zaryzykować. Ale tak naprawdę panicznie się bała cierpienia – nie dziecka, a swojego własnego. Rozumiem to, choć i tak nie zmienia to faktu, jak bardzo wyprowadzała mnie tym z równowagi. Jak gdyby tylko czekała choć na minimalne przewinienie drugiej strony, by udowodnić sobie i innym, że miała rację. Reagan sama bowiem sabotowała swoje związki, a potem rozpaczała. O tak, to potrafi naprawdę zdenerwować czytelnika. Mimo to książka jest bardzo przyjemna w odbiorze i taka idealna do odstresowania po ciężkim dniu. Ot, miłe poczytadło.

Źródło materiału: http://smag-rekomendacje.blogspot.com/2015/03/capturing-peacemolly-mcadams.html